coryllus coryllus
509
BLOG

Toyah albo o popycie na wyraziste poglądy

coryllus coryllus Rozmaitości Obserwuj notkę 13

Każdy rozrywkowy, internetowy portal rozwija się według pewnej stałej zasady. Najpierw trzeba narobić dużo szumu, publikować informacje i zdjęcia skandalizujące, wręcz obrazoburcze, agresywne i epatujące przemocą lub seksem, ale bez pornografii. Potem w miarę jak przybywać będzie czytelników charakter witryny nieco łagodnieje i staje się ona podobna to setek innych rozrywkowych witryn umieszczonych na serwerach w Ameryce czy Wielkiej Brytanii. Cel zostaje osiągnięty – firma znajduje się w sieciowym niebie i nie ma po co wracać do przeszłości, brutalnej i niechlubnej. Autorzy, którzy wypromowali witrynę ładując w czytelnika treści bulwersujące naprawdę i irytujące całkiem serio idą w odstawkę, na ich miejsce zatrudnia się autorów mydlanych, którzy preparują newsy o romansach gwiazd i nowej diecie jakiegoś metroseksualnego bubka tudzież o wspaniałych właściwościach jakiejś nowej skorupy z napędem na przednie koła. Kończy się popyt na wyraziste teksty, wyraziste postaci i wszystko co ma jakiekolwiek piętno indywidualizmu. Zamiast tego wsadza się na stronę indywidualności preparowane charakteryzujące się tężcowym uśmiechem na stałe przyklejonym do twarzy  i poczuciem humoru kreta grasującego na wysypisku śmieci.

Nie mogę oprzeć się wrażeniu, że zasada ta dotyczy nie tylko tych niepoważnych, rozrywkowych portali.
 
Maleje w salonie liczba blogerów, którzy wiedzą kim jest i co pisze Toyah, maleje, bo Toyah swoją suwerenną decyzją wycofał się z salonu i pisuje na www.toyah.pl . Nowych blogerów zaś na salonie przybywa i co jeden to bardziej wyraziste i kontrowersyjne treści próbuje przekazać. Moim osobisty idolem jest pan Piotr Matejczyk, którego czytam regularnie, nie komentując tego co on pisze, bo zwyczajnie brakuje mi po tej lekturze tchu. Ilość bezkompromisowych tropicieli zła, kłamstwa, przemocy intelektualnej a także zakłamania, obłudy i hipokryzji jest u nas (chyba mogę tak pisać?) tak wielka, że dziw bierze kochani, że te wszystkie paskudztwa w ogóle się jeszcze na świecie utrzymały, że gdzieś tam gniazdują i żyją uszedłszy przed pomstą sprawiedliwych.
 
Kiedy zaczynałem rok temu pisać bloga pełen byłem obaw o to, czy starczy mi sił i możliwości, by choć trochę zbliżyć się klasą do takich blogerów jak FYM, Toyah, czy  Rolex, o tym by wpisać jakikolwiek komentarz na blogu Aleksandra Ściosa nawet nie myślałem. Do założenia tego bloga przygotowywałem się prawie dwa lata, obserwując i czytając pilnie co się w salonie publikuje i kto w jakiej trawie się chowa i jakim głosem piszczy. Uważam to do dziś za zachowanie słuszne i właściwe, ponieważ w przeciwieństwie do niektórych traktuję ten blog i cały salon poważnie.
 
Nie mogłem więc opanować zdumienia, kiedy dowiedziałem się, że Toyah opuszcza to miejsce. Toyah, którego trudno było podejrzewać o cień choćby nielojalności wobec administracji lub jakieś histerie na tle publikacji i eksponowania notek na stronie głównej. Toyah, który był podporą salonu i jednym z jego najbardziej wyrazistych piór. Nie mieściło mi się w głowie, że do tego dojdzie i nikt nie zatrzyma tutaj Toyaha. Nie wiedziałem jednak wtedy, że Internet rządzi się swoimi prawami i każda witryna, także taka jak salon musi ewoluować. W jakim kierunku? Spróbuję to zilustrować.
 
Czytelnicy Toyaha to spora grupa ludzi, liczące pewnie z kilka tysięcy osób, ludzie ci czytali jego teksty i prawdopodobnie mieli przy tej lekturze wrażenie podobne do tych, które były także moim udziałem. Toyah był i jest nadal przez niektórych uważany za nudziarza, jest to kardynalny błąd i oznaka, że oceniający go w tych kategoriach nie maja pojęcia jakimi prawami rządzi się publicystyczna i literacka produkcja. Niech im wszystkim Bóg wybaczy. Toyah według niektórych zawsze pisał o tym samym. To także nieprawda, on zawsze pisał o sprawach z jednego kręgu wartości, ale nigdy o tym samym. Nawet jeśli ktoś odnosił takie wrażenie, przyznać musiał, że owo „to samo” jest zaskakująco różnorodne i przyciąga zbyt wielu czytelników, żeby mogło być zlekceważone. Był więc Toyah i jest nadal indywidualnością ze wszech miar autentyczną i nie dającą się podrobić. Prócz niego jest w salonie jeszcze kilku takich blogerów, ale na tym koniec. Dobre pisanie polega bowiem nie tylko na tym, by skupić na tekście uwagę czytelnika, ale by skupić tę uwagę na trwałe i przyciągać tego czytelnika zawsze swoim nickiem. Kto z dzisiejszych blogerów to potrafi? Pan Matejczyk notorycznie umieszczany na pudle? Bez żartów. Ilu nowych blogerów potrafi napisać tekst dłuższy niż 6 tysięcy znaków i powtórzyć ten wyczyn dwa lub trzy razy dziennie nie powtarzając się w tych notkach ani myślą, ani słowem, ani anegdotą? Ilu?
 
Nie jest moim celem wysuwanie jakichś pretensji pod adresem administracji, bo każdy może robić u siebie co mu się tam żywnie podoba, chciałby tylko mieć możliwość wyrażenia opinii na ten temat. A owa opinia da się streścić w słowach – wraz z Toyahem ubyło wiele, wraz z całą rzeszą nowych blogerów przybyło śmiesznie mało. Toyah był jeden, a czytając go zawsze miałem wrażenie, że co dzień mam do czynienia z inną, bardzo bogatą osobowością. Dziś przeglądając nowe blogi nie mogę pozbyć się myśli, że ja już to wszystko znam, że pisze to jeden facet, który dla jakiegoś upiornego  kaprysu histeryka pozakładał tu trzydzieści blogów i smaruje na nich to samo w kółko myśląc, że udaje mu się uniknąć powtórzeń. Smutna ta refleksja przyszła do mnie dziś właśnie, z rana kiedy znowu zaniemówiłem po lekturze tekstu homo wratislaviensis. Kłaniam się nisko właścicielom salonu i administracji.
coryllus
O mnie coryllus

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości